W publikacjach o tematyce biznesowej wiele miejsca poświęca się zagadnieniom związanym z zarządzaniem ludźmi. Kwestie dotyczące właściwego wykorzystania potencjału pracowników, motywowania ich do działania na rzecz firmy czy pracy zespołowej są bowiem bardzo istotne dla efektywnego funkcjonowania organizacji. Wydawać by się mogło, że dobry przełożony powinien być pozytywnie nastawiony do podwładnych i mieć z nimi dobre relacje. Okazuje się jednak, że nie zawsze musi tak być, czego przykładem jest postać Steve’a Jobsa.
Ten niecierpliwy, dość bezwzględny, lekceważący dokonania innych krzykacz, jest uznawany za jednego największych przedsiębiorców swojego pokolenia. I trudno dyskutować z tą opinią patrząc na pozycję rynkową Apple. Jego styl zarządzania ludźmi pozostawiał jednak wiele do życzenia i, jak przekonuje profesor Christine Porath z Georgetown University, nie warto go naśladować. Dlaczego? Ciekawy artykuł na ten temat ukazał się na łamach portalu BBC.
Porath przez 20 lat prowadziła badania dotyczące relacji między kadrą zarządzającą a podwładnymi. Wynika z nich jednoznacznie, że pracownicy, którzy byli źle traktowani przez swoich przełożonych, mniej przykładali się do wykonywania swoich obowiązków. Nieuprzejme zachowanie szefa czy współpracowników zwiększa absencję, wpływa negatywnie na zdrowie psychiczne i tłumi kreatywność. Ponadto sprawia, że ludzie częściej decydują się zmienić miejsce pracy. A to z pewnością nie świadczy dobrze o kadrze zarządzającej. Odwołując się do historii Jobsa, Profesor Porath zwraca uwagę na fakt, iż nawet on złagodniał kiedy powrócił na łono firmy i poprowadził ją do spektakularnych sukcesów.
Z kolei David Rawlinson, założyciel Restaurant Property, firmy zajmującej się zarządzaniem, sprzedażą oraz wynajmem powierzchni restauracyjnych w Londynie przekonuje, że czasem opłaca się być niemiłym dla pracowników. Według niego w niektórych sytuacjach utrata cierpliwości i wybuch gniewu ukierunkowany na personel może go silnie zmotywować do pracy. Jednocześnie podkreśla jednak, że złość powinna pojawiać się sporadycznie, a przez większość czasu należy być miłym dla podwładnych.
Także inni przedsiębiorcy są zdania, że takie zagrywki jak walenie pięścią w stół czy kontrolowany wybuch furii mogą okazać się taktyką prowadzącą do osiągnięcia celu. Inwestor Luke Johnson nadzorował wiele małych i średnich przedsiębiorstw od czasu, kiedy w 1999 r. sprzedał swój pierwszy biznes – Pizzę Express. Z jego doświadczeń wynika, iż aby ludzie nieustannie parli do przodu, muszą być odpowiednio naciskani przez szefów. Wielu przedsiębiorców, których spotkał na swojej drodze, nie było zbyt uprzejmych, ale był to raczej objaw presji, pod jaką się znajdowali, a nie złych cech charakteru.
Również prawniczka, wypowiadająca się w artykule pod pseudonimem Sarah podkreśla, że w jej branży opłaca się być twardym. Pracując w międzynarodowej kancelarii prawnej zaobserwowała, że egocentryzm i dążenie za wszelką cenę do realizacji własnych celów nie jest przeszkodą, a raczej pomaga w osiągnięciu sukcesu. Przyznaje, że w jej firmie uparci, głośni i zaznaczający swoją obecność mają większe szanse na powodzenie niż ci, którzy zachowują się powściągliwie.
Specjaliści ds. zarządzania zasobami ludzkimi tłumaczą, że agresywne, konfrontacyjne podejście może przynosić pożądane efekty, ale tylko w krótkiej perspektywie. Nikt bowiem nie chce być nieustannie strofowany, stać się obiektem negatywnych komentarzy czy zachowań. Należy przy tym pamiętać, że różne style zarządzania mogą sprawdzać się lepiej w zależności od sytuacji i problemu, z którym ma do czynienia kadra zarządzająca. Profesor Porath radzi jednak unikać takich praktyk jak: przeszkadzanie w wypowiedzi, naśmiewanie się z czyjejś pracy w obecności innych, przywłaszczanie zasług, pokrzykiwanie czy przeklinanie. Nie świadczą one dobrze przede wszystkim o kulturze osobistej przełożonego.