Majątek o wartości miliarda dolarów jest marzeniem wielu. Luksusowe rezydencje, niczym nieograniczone zakupy, super szybkie samochody, śmigłowce, jachty i brak konieczności pracy zarobkowej. To tylko niektóre zalety posiadania dziesięciocyfrowej kwoty na koncie. Czy jednak osiągnięcie statusu miliardera wiąże się z wielkimi zmianami życiowymi? Dziennikarka serwisu CNBC, Katie Little, poprosiła o odpowiedź na to pytanie Chipa Wilsona, założyciela spółki Lululemon Athletica.
Chip Wilson rozpoczął prawdziwą przygodę z biznesem w 1998 roku, wraz z założeniem spółki zajmującej się sprzedażą detaliczną odzieży sportowej. Do grona miliarderów dołączył dopiero w 2007 roku, kiedy jego przedsiębiorstwo zadebiutowało na parkietach NASDAQ. Zdaniem Wilsona, osiągnięcie takiej fortuny nie zmieniło jego codzienności. Zwłaszcza, że pieniądze nigdy nie były czynnikiem, który go motywował. W rozmowie z Little, kanadyjski biznesmen podkreślił, że bez względu na stan jego majątku, nie zamierza wycofać się z aktywności zawodowej.
Wilson twierdzi, że każdy przedsiębiorca musi cechować się gotowością do pracy po 18, 19 godzin na dobę nie z powodu wypracowywanych zysków, ale by sprawdzić, czy pomysł, który pojawia się w głowie spodoba się milionom klientów na całym świecie. W lutym 2015 roku Wilson zrezygnował ze stanowiska w radzie dyrektorów Lululemon, pozostając jednym z największych udziałowców spółki. Wycofanie się z bezpośredniego zarządzania przedsiębiorstwem nie oznacza braku zainteresowania losami Lululemon, czego dowodem jest otwarty list do akcjonariuszy, w którym Wilson nawołuje do przeprowadzenia istotnych zmian w spółce.
Kanadyjczyk przekonuje, że posiadanie majątku o wartości 20 milionów czy miliarda dolarów nie stanowi w jego mniemaniu żadnej różnicy. Być może Wilson ma rację. Jednak niewielu będzie dane przekonać się o tym na własnej skórze, ponieważ dla większości 20 milionów na koncie stanowi kwotę równie nieosiągalną co miliard dolarów.