Elektroniczne papierosy stanowią obecnie mniej niż 1% wartego 80 miliardów dolarów rynku papierosowego w USA. Niewiele, jednak ich znacznie ciągle rośnie. Powody? Po pierwsze ludzie walczą z kosztownym nałogiem, gdyż ich świadomość w dziedzinie zdrowia jest coraz większa. Do tego zwiększa się liczba państw zakazujących palenia w miejscach publicznych. Czy to możliwe, by e-papieros zastąpił tradycyjnego „dymka”?
Począwszy od 2008 r., dochody ze sprzedaży elektronicznych papierosów podwajają się każdego roku. Według Bonnie Herzog z Wells Fargo, e-papierosowy biznes przyniesie w 2013 roku zyski w wysokości okrągłego miliarda. Specjalistka przewiduje także, iż korzystanie z wirtualnych papierosów stanie się popularniejsze niż tradycyjne „palenie” już w ciągu kolejnej dekady.
Jak do tego dojdzie? Firmy produkujące elektroniczne papierosy postawiły na dostarczanie konsumentom pełni wrażeń płynących z palenia. Specjaliści twierdzą, że sama czynność daje palaczom 60-70% satysfakcji. Dla wielu uzależnionych dawka nikotyny to za mało. Potrzebują dotyku samego papierosa, a nawet całej paczki, charakterystycznego ruchu ręką, gdy zbliżają produkt do ust, a także smaku. Właśnie dlatego plastry i gumy nikotynowe mają słabe wyniki w leczeniu uzależnienia od tytoniu. Badania pokazują natomiast, że aż 69% palaczy chciałoby skończyć z nałogiem. Jest więc o kogo walczyć.
Większość produktów dostępnych do tej pory na rynku, przypominała bardziej długopis niż papieros. Ale przedsiębiorczy producenci postawili sobie ostatnio za cel stworzenie idealnej wirtualnej kopii papierosa. Coraz częściej ich wyroby są tej samej długości i grubości, faktura powierzchni przypomina papier, ustnik robi wrażenie gąbczastego, a końcówka z plastikowym popiołem żarzy się podczas „palenia”. Różnica polega na tym, że para z odpowiednią dawką nikotyny wdychana przez użytkownika pozbawiona jest substancji smolistych. A zatem nie wpływa negatywnie na zdrowie. W przeliczeniu, elektroniczny papieros jest również tańszy od tradycyjnych wyrobów tytoniowych. Ważną zaletę stanowi bezzapachowość produktu. Dzięki temu „palacz” unika brzydko pachnących ubrań, włosów i pomieszczeń.
Wyniki sprzedaży e-papierosów zaczynają niepokoić największe koncerny tytoniowe Ameryki. Część z nich wykupuje produkujące je firmy, podczas gdy inne zaczęły prace nad stworzeniem elektronicznych wersji własnych produktów. Koncern Lorillard zapłacił 135 milionów dolarów za producenta Blu, kontrolującego 25% e-papierosowego rynku. Reynolds American testuje właśnie swój elektroniczny wyrób o nazwie Vuse. Jedyną dużą amerykańską firmą, która nie podjęła jeszcze żadnych działań jest Altria (Philip Morris) -producent Marlboro.
Analitycy z Wells Fargo i Goldman Sachs porównują obecną sytuację w branży tytoniowej do niedawnego boomu na rynku napojów energetyzujących. Wielu czołowych producentów nie przewidziało popularności, jaką zyskały energy drinki i zareagowało zbyt późno. To samo może się wydarzyć w przypadku e-papierosów.