Już dziś można powiedzieć, że problemy Boeinga ze swoim flagowym produktem‒Dreamlinerem, są jednym z największych rozczarowań w branży lotniczej ostatnich lat. Największy rywal Boeinga firma Airbus zdecydował, że nie może pozwolić sobie na podobne ryzyko i wprowadził zmiany konstrukcyjne w swoim najnowszym liniowcu‒Airbusie A350.
Jak wiadomo, cała będąca w użytkowaniu flota Dremlinerów została uziemiona przez władze lotnictwa cywilnego w związku z dwoma przypadkami pożaru akumulatorów litowo‒jonowych. Oba przypadki miały miejsce w samolotach japońskich linii lotniczych i oba zakończyły się awaryjnym lądowaniem maszyn. Władze Airbusa, który planuje w tym roku oblatać swój najnowszy model samolotu pasażerskiego‒Airbusa A350, postanowiły, iż zrezygnują z zastosowania akumulatorów litowo‒jonowych i zastąpią je tradycyjnymi akumulatorami kadmowo‒niklowymi.
Jak powiedział przedstawiciel Airbusa cyt. „co prawda dochodzenie nie wykazało jeszcze prawdziwych przyczyn awarii akumulatorów litowo‒jonowych w Dreamlinerach, ale mimo tego zdecydowaliśmy o powrocie do tradycyjnych akumulatorów. Nasza firma w trosce o powodzenie programu Airbusa A350 nie może pozwolić sobie nawet na najmniejsze ryzyko”.
Zdaniem analityków rynku lotniczego, decyzja Airbusa spowodowana jest chęcią wykorzystania niespodziewanych kłopotów Boeinga i wejścia z ofertą Airbusa A350 na te rynki, które do niedawna wydawały sie być zarezerwowane dla Boeinga i jego Dreamlinera. Aby to osiągnąć Airbus musi się spieszyć. Stąd też pomimo braku racjonalnych przesłanek co do niskiej jakoby jakości akumulatorów litowo‒jonowych, decyzja o powrocie do starszej technologii.
Na całym tym zamieszaniu najbardziej straciła firma Saft, która jest producentem akumulatorów litowo‒jonowych dla Airbusa. W 2008 roku po podpisaniu kontraktu z Airbusem, akcje firmy wystrzeliły w górę. Kontrakt miał przynieść firmie 200 milionów euro do 2025 roku. Po ostatniej decyzji Airbusa, akcje Safta zaliczyły dramatyczny spadek.