Amerykańskie sankcje nałożone na Kreml są zagrożeniem nie tylko dla rosyjskiej gospodarki, ale także dla niektórych zachodnich spółek związanych z tym krajem. Losy starcia Moskwy z Zachodem śledzą z wielką uwagą zarządzający brytyjskim koncernem naftowym BP, który w Rosji wiele zainwestował. W długim okresie nasilające się napięcie może być dla koncernu poważnym problemem.
W ubiegłym roku BP wykupiło 20 proc. udziałów w rosyjskim koncernie Rosnieft, który w 70 proc. należy do Federacji Rosyjskiej. Dodatkowo niepokojący jest fakt, że spółką zarządza Igor Sieczin – bliski współpracownik prezydenta Władimira Putina – znajdujący się na czarnej liście osób, które zostały objęte amerykańskimi sankcjami. Eksperci obawiają się, że w porównaniu do konkurentów, sytuacja BP jest znacznie bardziej skomplikowana.
Od początku marca wartość udziałów BP spadła najbardziej – poza eksportującym gaz Gazpromem – spośród spółek notowanych w ramach indeksu Dow Jones Oil & Gas Titans. Dla brytyjskiego koncernu, walczącego o odzyskanie pozycji po katastrofie ekologicznej w Zatoce Meksykańskiej sprzed kilku lat, dalsze restrykcje Zachodu wobec Rosji mogą oznaczać odwrót inwestorów. Zwłaszcza, że jak podaje Bloomberg powołując się na analityków Deutsche Bank AG, Rosnieft generuje prawie jedną trzecią produkcji BP oraz około 13 proc. zysku netto.
Indywidualne sankcje nałożone na Sieczina, który jest właścicielem jedynie 0,1 proc. Rosnieftu z pewnością nie będą źródłem bezpośrednich konsekwencji ani dla rosyjskiej spółki, ani tym bardziej dla BP. Mimo to, choć konflikt ma również wpływ na inne przedsiębiorstwa działające w branży petrochemicznej (np. na francuski koncern Total, będący właścicielem 17 proc. akcji producenta gazu Novatek, którego głównym udziałowcem jest inny oligarcha z czarnej listy – Giennadij Timczenko), z uwagi na wysokość zaangażowanego kapitału, BP jest koncernem najbardziej narażonym na długoterminowe skutki napięcia na linii Moskwa – Zachód.