Co łączy Beyonce, Bruce’a Willisa i Snookiego? To gwiazdy, które promują własne perfumy. Wielu celebrytów podąża ich ścieżką dołączając do zapachowego biznesu, jednak jak donosi CNN Money, staje się on coraz mniej dochodowy.
Wartość branży perfumeryjnej jest szacowana na 46 miliardów dolarów. Według Euromonitora, jeszcze cztery lata temu w Stanach Zjednoczonych udział zapachów firmowanych przez celebrytów wynosił 12 proc., podczas gdy teraz zmniejszył się do zaledwie 4 procent. Nicholas Micallef, analityk pracujący dla Euromonitora, potwierdza, że większość spółek kosmetycznych z roku na rok obserwuje spadek sprzedaży pachnideł promowanych przez gwiazdy.
Koncern kosmetyczny Coty odnotował w ubiegłych miesiącach pogorszenie wyników sprzedażowych perfum, który jest efektem głównie mniejszej popularności zapachów sygnowanych przez celebrytów. Spółka ostrzega inwestorów, że z uwagi na brak kontroli nad wizerunkiem gwiazd, sprzedaż produktów przez nie firmowanych może negatywnie wpłynąć na ogólne rezultaty. Podobnie spółka kosmetyczna Elizabeth Arden, która w swojej ofercie ma zapachy reklamowane przez Justina Biebera i Taylor Swift, przyczyn spadku sprzedaży upatruje w błędach wizerunkowych gwiazd.
Innym problemem jest fakt, że niektórzy celebryci tak upodobali sobie branżę perfumeryjną, że jednocześnie firmują kilka zapachów. Przykładem jest brytyjski wokalista Peter Andre czy Jennifer Lopez, która od 2002 roku promowała aż 24 pachnideł. Zdaniem specjalistów doszło do nasycenia rynku.
Micallef zauważa również, że klienci stopniowo tracą zainteresowanie produktami, których twarzami są celebryci. Gwiazdy przestają więc mieć dotychczasową siłę marketingową, co jest szczególnie widoczne w Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę trudność przewidzenia losów gwiazd, kształtowania się ich wizerunku i rozwoju ścieżki kariery, spółki kosmetyczne coraz bardziej ryzykują zdając się na popularność celebrytów.