Dla wielu drobnych przedsiębiorców kontrakt z dużą siecią handlową wydaje się nieosiągalnym marzeniem. Niewątpliwie jest to szansa na sprzedaż produktów na szeroką skalę, jednak jest ona obarczona ryzykiem wykorzystania przez partnera zdecydowanie silniejszej pozycji. Jak podaje BBC, doświadczyli tego dostawcy sieci Tesco.
W lutym zeszłego roku ruszyło dochodzenie prowadzone przez Christine Tacon, rzecznika dostawców artykułów spożywczych, którego celem było wykrycie ewentualnych nieprawidłowości w relacjach brytyjskiej sieci handlowej z kontrahentami. W centrum zainteresowania urzędniczki znalazły się trzy obszary: okres płatności dostawcom, potrącenia z rachunków oraz celowe opóźnienia realizacji płatności. Wnioski z analiz potwierdziły zasadność ostatniego z zarzutów – Tesco, chcąc poprawić własne wyniki finansowe, świadomie odraczało regulację zobowiązań.
Impulsem do wszczęcia postępowania był skandal sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy to stwierdzono, że Tesco wprowadziło w błąd inwestorów, zawyżając wartość prognozowanych wyników o 250 milionów funtów. Ostatecznie brakująca kwota, na którą okazały się składać niespłacone zobowiązania wobec dostawców, przekroczyła 325 milionów dolarów. Na podstawie dokumentów przedstawionych przez spółkę, w tym korespondencji mailowej pracowników Tesco z kontrahentami, Tacon stwierdziła, że odraczanie płatności było powszechnym procederem.
Szef sieci, Dave Lawis, przeprosił za stosowanie praktyk niekorzystnych dla dostawców i zapowiedział gruntowną zmianę w relacjach z kontrahentami. Jednocześnie Tesco nie musi obawiać się żadnej kary, ponieważ regulacje, na podstawie których mogłaby zostać nałożona są zbyt świeże i nie mają zastosowania w tej sprawie. Ponadto wszystko wskazuje na to, że nawet inwestorzy nie zamierzają zganić sieci za niestosowne działania, czego odzwierciedleniem jest brak istotnej zmiany wartości akcji spółki.