Trzy tygodnie temu wystartował kolejny sezon amerykańskiej ligi piłki nożnej MLS. Jest to sezon szczególny, chociażby z tego względu, że po raz kolejny podjęta została próba reaktywowania piłki nożnej na najwyższym poziomie w największym amerykańskim mieście–Nowym Jorku. To ciekawy eksperyment socjologiczny, finansowy i kulturowy, warto więc zajrzeć za jego kulisy.

New York City Football Club, bo taką nazwę nosi nowo utworzona drużyna to wspólne przedsięwzięcie amerykańskiego klubu i słynnego Manchesteru United. Za pomysłem stoi rodzina Glazerów–amerykańskich milionerów i właścicieli klubu z Manchesteru. Jak twierdzą osoby zorientowane w temacie, stworzenie New York City Football Club i wprowadzenie go do rozgrywek zawodowej ligi MLS kosztowało dotychczas 100 milionów dolarów.

Jest pewnego rodzaju paradoksem, że od czasu słynnego nowojorskiego klubu Cosmos, w którym w latach 80–tych ubiegłego wieku grywał sam Pele, ta 9–milionowa metropolia nie doczekała się profesjonalnej drużyny piłkarskiej. Wielu komentatorów twierdzi, że obecny projekt również napotka wiele trudności, gdyż piłka nożna to nie jest narodowy sport Amerykanów. W samym Nowym Jorku co weekend można obejrzeć czołowe drużyny futbolu amerykańskiego, baseballu czy hokeja. Jak przyznaje trener nowojorskiej drużyny Jason Kreis cyt. “zaszczepienie miłości do futbolu w serach nowojorczyków to ciągle trudne zadanie. Ludzie mogą tu wybierać pomiędzy tyloma atrakcjami, że pójście na mecz soccera to zawsze będzie trudna decyzja”.

Jest jednak także spora grupa fachowców, którzy uważają, iż dla nowego klubu znajdzie się miejsce na sportowej mapie Nowego Jorku. Wskazują oni na przemyślaną wizję budowy samego zespołu, zdrowe zasady ekonomiczne regulujące działalność klubów MLS oraz rosnącą popularność piłki nożnej w USA. Władze New York City Football Club zakontraktowały do klubu gwiazdora hiszpańskiej piłki Davida Villę, dzięki któremu na prezentację drużyny przed sezonem przyszło 40 tysięcy kibiców. Na pierwszym meczu również pojawił się komplet publiczności. Kluby MLS działają pod ścisłą kuratelą władz ligi, która wyznaczyła górny pułap budżetu każdego klubu na płace piłkarzy. Wynosi on 3,1 miliona dolarów za sezon, a pojedynczy piłkarz nie może zarabiać więcej niż 387,5 tysiąca dolarów. Niektórzy krytykują te uregulowania, ale władze ligi nie zamierzają ich zmieniać. Promowani są także młodzi piłkarze–wychowankowie klubowych akademii. Ta polityka sprawia, że klubom nie grozi popadnięcie w długi, lub też znany z wielu europejskich lig schemat funkcjonowania „na kredyt”.

Osobną kwestią jest rosnąca popularność soccera w USA. Zadeklarowanych fanów tej dyscypliny sportu jest tam już 70 milionów, czyli więcej niż mieszkańców Wielkiej Brytanii (w kwestiach piłkarskich Amerykanie lubują się w porównaniach do Brytyjczyków). Średnio na mecze MLS przychodzi 25 tysięcy kibiców. Claudio Reyna–legenda amerykańskiej piłki nożnej mówi cyt. „to wszystko sprawia, że amerykańska liga ma największy potencjał wzrostu na świecie”.

Czy na tym potencjale wzrostu skorzystają także piłkarze z Nowego Jorku? Trwający sezon z pewnością przyniesie odpowiedź.