W tym roku zaledwie garstka rekrutów zasiliła szeregi zapaśników sumo – sportu, który jest wpisany w tradycję Japonii. Do zespołów sumo aplikowało jedynie 56 kandydatów, podczas gdy według Japońskiego Towarzystwa Sumo w zeszłym roku sportową zakończyło 115 zapaśników. Co więcej młodzi Japończycy znacznie chętniej zatrzymują się na kanałach transmitujących baseball a nie sumo.
Jednym z powodów mniejszego zainteresowania tym specyficznym sportem są skandale, które jakiś czas temu naruszyły na wpół religijny i mistyczny obraz wojownika sumo. Głośne sprawy ustalania wyników walk, nękania młodszych zawodników czy powiązań ze światem przestępczym, sprawiły, że popularność japońskich zapasów znacznie spadła. Co więcej, zagorzali fani obawiają się, że malejąca liczba nowych zawodników osłabi konkurencję i spowoduje, że osiągnięcie mistrzostwa w tej dyscyplinie nie będzie wymagało nadzwyczajnego talentu.
Równocześnie zmniejsza się liczba osób oglądających w telewizji zmagania zapaśników, a widzowie, zwłaszcza młodzi, coraz częściej wybierają baseball czy piłkę nożną. Zawody sumo trwają 15 kolejnych dni, z których ostatni jest najważniejszy – finałowy. W 2009 roku ostatni dzień zawodów oglądało 27% widzów, podczas gdy w czasie finału ubiegłego turnieju przez telewizorami zgromadziło się tylko 18% telewidzów. W rezultacie sumo traci zainteresowanie nie tylko sportowców i fanów, ale przede wszystkim sponsorów. Nawet sieć restauracji McDonald’s – do niedawna lojalny sponsor japońskiego sportu narodowego – w marcu zeszłego roku wycofała się z finansowania nagród dla wielkich zapaśników.
Być może kolejnym powodem małego zainteresowania sumo jest fakt, że choć zapasy gigantów są tradycyjnym sportem japońskim, dwóch najlepszych zawodników pochodzi z Mongolii, a wśród zapaśników są także reprezentanci Bułgarii, Gruzji, a nawet Brazylii. Najbliższy turniej zaczyna się już za osiem dni w Fukuoce – może tym razem japońscy zapaśnicy sumo wywalczą mistrzostwo i więcej zainteresowania rodaków.