W teorii ekonomii przyjęto jako prawdę oczywistą, że w czasach kiedy firmy przeżywają kryzys, należy ograniczać koszty, co w praktyce sprowadza się do redukcji zatrudnienia i cięcia płac. Okazuje się, że prawidła te dotyczą głównie szeregowych pracowników, a im osoba postawiona wyżej w firmowej hierarchii, tym trudniej jest się jej rozstać z dotychczasowymi przywilejami.
Ostatni kryzys z 2008 roku dobitnie udowodnił powyższe stwierdzenie. Podczas, gdy drobni ciułacze tracili masowo oszczędności swojego życia, a szeregowy personel wielu banków drżał o swoje posady, prezesi poszczególnych instytucji finansowych nawet nie chcieli słyszeć o obniżce swoich wynagrodzeń. Jedynie w 2011 roku, niektórym niemieckim związkom zawodowym udało się wywalczyć obniżki płac czołowych menedżerów sektora finansowego. W Wielkiej Brytanii i w USA nic takiego nie nastąpiło. Jak pokazują dane statystyczne, stu najlepiej opłacanych menedżerów spółek notowanych na brytyjskiej giełdzie zarabiało średnio 183–krotność przeciętnej płacy w Wielkiej Brytanii. Średnia pensja w tej grupie zawodowej w 2010 roku wyniosła 4,1 miliona funtów, a w 2014 roku już 4,9 miliona funtów. Jeszcze większe rozwarstwienie płac występuje w USA, gdzie dziewięciu najlepiej opłacanych szefów spółek zarabiało średnio 800–krotność pensji swoich pracowników.
Tak duże rozwarstwienie płac pomiędzy szeregowymi pracownikami, a szefostwem poszczególnych spółek wywowłuje żywe dyskusje po obu stronach Atlantyku. Nic dziwnego więc, że pojawili się pierwsi menedżerowie, którzy postanowili dać przykład innym i sami wystąpili o obniżką swoich wynagrodzeń. Ostatni tego typu ruch wykonał Richard Pennycook–prezes Co–op Group, który od lipca bieżącego roku zamiast 1,25 miliona funtów rocznie będzie zarabiał „jedynie” 750 tysięcy funtów. Obniżka wyniesie więc pół miliona funtów. Richard Pennycook zdecydował się na taki krok jak sam mówi cyt. „w poczuciu uczciwości i transparentności”. Ostatnie dwa lata były dla firmy bardzo trudne, gdyż Co–op Group przechodziła restrukturyzację. Jak mówi Richard Pennycook cyt. „pracowaliśmy z dala od naszych rodzin i praktycznie bez przerwy, więc moje wynagrodzenie odzwierciedlało stopien zaangażowania w sprawy firmy. Obecnie, wychodzimy już na prostą i nie widzę powodu, aby nadal zarabiać tak samo dużo, kiedy pracowałem o wiele ciężej”.
Zdaniem Simona Walkera z Instytutu Dyrektorów, decyzja Richard Pennycook’a wniesie do brytyjskiego biznesu powiew świeżości i będzie stanowić lekcję dla pozostałych menedżerów. Pytanie brzmi, czy zechcą z niej skorzystać?