Dostępność Internetu spowodowała, że większość urlopowiczów, zwłaszcza młodych, samodzielnie wyszukuje ciekawe miejsca wypoczynku i na własną rękę rezerwuje noclegi, przeloty i inne wakacyjne atrakcje. Może się wydawać, że przyszłość biur podróży wisi na włosku, jednak wciąż mają klientów i choć nie tak wielu jak dawniej, całkiem nieźle sobie radzą.
W ciągu minionych piętnastu lat liczba biur podróży w Stanach Zjednoczonych spadła z 34 do 13 tysięcy, co należy tłumaczyć między innymi skutkami kryzysu sprzed kilku lat i ograniczeniem zbędnych wydatków przez Amerykanów. Z drugiej strony w 2011 roku udział w rynku biur podróży wyniósł 95 miliardów dolarów, co stanowi jedną trzecią przychodów generowanych przez branżę turystyczną. Oznacza to, że te biura, które przetrwały trudny okres, znalazły sposób na wypracowanie zysków.
Według specjalistów z agencji zajmującej się badaniem rynku w sektorze turystycznym PhoCusWright, o ile wcześniej oferta biur była skierowana do indywidualnych klientów, teraz jedną z głównych grup docelowych są korporacje. Nawet ci, którzy rezerwując bilety na prywatne wakacje szukają najtańszej oferty, w przypadku podejmowania decyzji o wyjazdach służbowych kierują się zupełnie innym kryterium – wygodą. W związku z tym, zamiast przeglądać strony z różnymi propozycjami, zlecają wszelkie rezerwacje właśnie biurom podróży. Inną grupą zainteresowaną usługami biur podróży są majętne osoby po pięćdziesiątce, które wolą kontaktować się bezpośrednio z osobą, mającą doświadczenie w dobieraniu oferty wakacyjnej.
Kluczem do sukcesu okazuje się więc znalezienie odpowiedniej niszy i dopasowanie oferty atrakcyjnej jedynie dla określonej grupy klientów – nurków, wspinaczy, a nawet nowożeńców. Co ciekawe, mimo rozwoju Internetu, na brak klientów nie mogą narzekać agencje turystyczne w Azji. Często turyści, którzy po raz pierwszy wybierają się na inny kontynent, nie znają wystarczająco dobrze języka obcego i decydują się na wycieczkę zorganizowaną przez biuro. Na szczęście era biur podróży jeszcze nie minęła!