Relacje zawodowe ze współpracownikami są zwykle bardziej formalne niż kontakty ze znajomymi. W biurze obowiązują też określone zasady zachowania, których nie trzeba przestrzegać w domu. Czy to oznacza, że będąc w pracy należy porzucić własny styl bycia i wykształcić drugie, korporacyjne ja?
Elisa Steele, szefowa firmy technologicznej Jive Software, uważa, że wprowadzanie pracowników w nazywany przez nią „tryb zombi” przynosi szkodę nie tylko zatrudnionym, ale i przedsiębiorstwom. Pracodawca, który potrafi zachęcić podwładnych do swobodnego wyrażania swojego zdania, może spodziewać się po pierwsze wzrostu produktywności załogi, a po drugie mniejszej rotacji pracowników. Jak podaje BBC, sama Steel deklaruje, że jest blisko zespołu, dzięki czemu szybciej dowiaduje się o zaistniałych problemach, a także lepiej zna klientów obsługiwanych przez spółkę.
Oczywiście bezpośredni kontakt szefostwa z pracownikami nie zawsze jest możliwy, zwłaszcza w przypadku dużych korporacji. Jednak i w tej sytuacji wyniki badań naukowych sugerują, że bliższa relacja kierowników z personelem i zgoda na ich swobodne zachowanie przekłada się na lepsze wyniki. Zdaniem doktora Jima Doty’ego, ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda, autorytarny szef powoduje nerwową atmosferę pracy, a zestresowani pracownicy są mniej produktywni. Doty przekonuje, że kierownicy, którzy traktują swoich pracowników indywidualnie i nadają ich pracy poczucie sensu, osiągają lepsze wyniki.
Innymi słowy, pracownik, któremu kierownik poświęca więcej uwagi, jest bardziej produktywny. Okazuje się, że wyniki współczesnych analiz niczym nie odbiegają od wniosków wyciągniętych blisko sto lat temu przez Eltona Mayo, pioniera jednej z klasycznych szkół myśli organizatorskiej – szkoły behawioralnej.