Tytułowe pytanie może szokować, ale postawione jest nie bez kozery. Otóż, ogłoszono właśnie, iż jeden z najważniejszych ludzi dla Facebooka odchodzi. Mowa o szefie działu technologii Bretcie Taylorze.
W swoim oficjalnym oświadczeniu Taylor lakonicznie zakomunikował, iż odchodzi, aby „zaangażować się w nowy projekt”. Lakoniczność tego komunikatu natychmiast spowodowała falę spekulacji co do prawdziwych przyczyn tej decyzji. Obserwatorzy przypominają, iż w maju Facebook zadebiutował na giełdzie, czyniąc ze swojej kadry menedżerskiej multimilionerów w ciągu jednej nocy. Niektórzy analitycy sugerowali, że może to skłonić co niektórych do sprzedaży swoich akcji i odejścia z firmy. Czyżby to był właśnie przypadek Breta Taylora? A może przyczyna tkwi jeszcze gdzieś indziej?
W tym kontekście wymienia się właśnie ostatnie kłopoty firmy związane z jej debiutem giełdowym. Jakby mało było tego, iż akcje Facebooka z dnia na dzień są coraz tańsze (już 21% spadek od ceny debiutu), to jeszcze firma ma kłopoty prawne z niektórymi ze swoich akcjonariuszy. Indywidualni akcjonariusze złożyli właśnie pozew sądowy przeciwko Facebookowi, zarzucając firmie ukrywanie niektórych istotnych danych dotyczących jej kondycji finansowej. Miało to mieć wpływ na ich decyzje o zakupie akcji, które następnie szybko potaniały, zaraz po tym jak tylko okazało się, iż prognozy wzrostu Facebooka nie są tak optymistyczne jak wcześniej podawano. Oliwy do ognia dodało jeszcze oświadczenie Banku Stanley Morgan, który był głównym pośrednikiem prowadzącym zapisy na akcje Facebooka. Stanley Morgan oświadczył, iż z jego strony „dochowano wszelkiej staranności w procesie sprzedaży akcji”. Takie sformułowanie zostało niemal powszechnie odczytane jako gest „umycia rąk” i zrzucenia całej winy na Facebooka.
Powyższe wydarzenia być może nie uprawniają jeszcze w żaden sposób do wyciągania zbyt daleko idących wniosków co do przyszłości Facebooka. Niemniej jednak, wielu analityków przewidywało (i nadal przewiduje), iż przyszłość takich przedsięwzięć biznesowych jak portale społecznościowe nie rysuje się w różowych barwach. W dobie kryzysu, gdzie sentyment do powrotu do tradycyjnych gałęzi gospodarki jest coraz silniejszy, inwestowanie w przedsięwzięcie, którego jedyną racją bytu jest ludzka skłonność do dzielenia się publicznie informacjami o sobie, może być zgoła ryzykowne.