Europa od dawna ma ambicje, aby gospodarczo i technologicznie rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi. Jednym z pól tej rywalizacji jest technika kosmiczna, a konkretnie europejski projekt systemu geolokalizacyjnego Galileo. W odróżnieniu od działającego już amerykańskiego systemu GPS (Global Positioning System) i rosyjskiego systemu Glonass, Galileo wciąż nie może się doczekać swojej inauguracji.
Pod koniec sierpnia planowane jest wyniesienie na orbitę dwóch kolejnych satelitów nawigacyjnych, które wejdą w skład europejskiego systemu nawigacji satelitarnej Galileo. To kolejny krok w kierunku budowy tego systemu, w którego potencjał ciągle wierzy wielu europejskich przywódców. Przewagą systemu Galileo nad amerykańskim GPS czy rosyjskim Glonass ma być jego niezwykła dokładność. W założeniach mówi się, że będzie on zdolny do lokalizacji obiektów z dokładnością do kilku centymetrów. Dla porównania GPS lokalizuje z dokładnością do kilku metrów, a w przypadku rosyjskiego Glonass dane te nie są dostępne. Tak duża dokładność może znaleźć wiele zastosowań. Mówi się w tym kontekście o wykorzystaniu systemu Galileo do kierowania samochodami bez kierowcy (o testach takich pojazdów w Wielkiej Brytanii pisaliśmy w jednym z wcześniejszych artykułów). System Galileo może też być pomocny w kontroli ruchu lotniczego, ruchu statków czy nawet pociągów. W tym ostatnim przypadku istnieje szansa na zwiększenie przepustowości szlaków kolejowych, gdyż tradycyjne systemy kontroli ruchu są mało wyrafinowane technicznie, a więc ze względów bezpieczeństwa zachodzi konieczność utrzymywania bardzo dużych odległości pomiędzy poszczególnymi pociągami. Przy pomocy systemu Galileo odległości te mogłyby być o wiele mniejsze. Wreszcie, przy tak dużej dokładności systemu będzie możliwe określanie swojej pozycji nie tylko na zewnątrz, ale nawet w środku budynków, co np. może być pomocne dla osób niewidomych.
Komercyjne zastosowania systemu Galileo mogą być niewątpliwie szerokie, ale niemałe kontrowersje budzą koszty budowy systemu. Według wyliczeń znanego z eurosceptycznych przekonań think‒tanku Open Europe, koszt zbudowania systemu może się zamknąć kwotą 20 miliardów euro. Dodatkowym kłopotem są nieustanne opóźnienia w realizacji kolejnych faz projektu. Eksperci Open Europa zwracają także uwagę, iż projekt autonomicznego europejskiego systemu nawigacyjnego miał sens 20 lat temu, gdy Amerykanie celowo obniżali dokładność systemu GPS dla odbiorców cywilnych do kilkuset metrów. W 2000 roku zaprzestali tych praktyk, a najnowsza generacja satelitów GPS będzie pozbawiona możliwości ponownego zakłócania sygnału. W tym kontekście sens budowy Galileo staje wątpliwy.
Według Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) kontynuacja projektu Galileo ma jednak swoje uzasadnienie. Będzie on typowo cywilnym projektem (GPS i Glonass są zarządzane przez wojsko). Część sygnału Galileo może zostać zakodowana na potrzeby wykorzystania komercyjnego, co pozwoli generować przychody. Jak podkreśla Fernandez Hernandez‒odpowiedzialny w ESA za komercyjne zastosowanie system Galileo cyt. „sektor przemysłowy w którym znajdzie zastosowanie nawigacja satelitarna będzie rósł w tempie co najmniej 11% rocznie i do 2020 roku będzie wart 224 miliardy euro. To ogromna szansa dla Galileo”.
Czy system Galileo ma ekonomiczny sens, czy też jest tylko kosztownym symbolem europejskich ambicji? Jak zwykle odpowiedź na to pytanie przyniesie czas.