Naukowcy od lat poszukują alternatywnych metod pozyskiwania wyczerpujących się surowców. Najbardziej obiecujący pomysł, zakładający wydobywanie ich na… pobliskich ciałach niebieskich, pozostawał do tej pory w sferze fantazji. Wszystko wskazuje jednak na to, że niebawem odważne pomysły autorów science-fiction przybiorą realne kształty. Ruszył bowiem wyścig o dominację w powstającej gałęzi przemysłu, jaką jest… górnictwo kosmiczne.
Deep Space Industries ogłosiło we wtorek plany pozyskiwania z asteroidów paliwa oraz surowców do produkcji części zamiennych satelitów i statków kosmicznych w przestrzeni międzyplanetarnej. Program zakłada wysłanie w przestrzeń kosmiczną do 2015 roku miniaturowych sond o nazwie FireFlies, które będą badać potencjalne źródła surowców. Większe sondy o nazwie DragonFlies mają być wystrzelone do 2016 r., a ich zadaniem będzie sprowadzenie na Ziemię próbek skał z wybranych asteroidów. Zwieńczeniem misji ma być wysłanie statków Harvestor, zdolnych do wydobycia cennych pierwiastków ze skał tworzących planetoidy i przetwarzania ich „na miejscu” w metalowe elementy.
Podobne plany ogłosiła 9 miesięcy wcześniej firma Planetary Resources, prowadzona przez pionierów w dziedzinie turystyki kosmicznej Erica Andersona i Petera Diamandisa. Co ciekawe z firmą współpracują reżyser James Cameron, Larry Page i Eric Schmidt (dwaj ostatni z Google). Planetary Resources ma nadzieję wysłać swoje pierwsze bezzałogowe sondy przed końcem 2013 roku i w ciągu kolejnych 10 lat rozpocząć wydobycie materiałów z pobliskich asteroid.
Specjaliści twierdzą, że obecne rozwiązania technologiczne umożliwiają realizację tych planów. Problemem są jednak pieniądze, a konkretnie koszty wysłania maszyn w przestrzeń kosmiczną. Dla przykładu koszt misji pierwszej sondy Firefly ma wynieść 20 mln dolarów. Deep Space Industries liczy na wsparcie ze strony rządu, a także na zyski z kontraktów badawczych, reklam, sponsoringu i innych przedsięwzięć marketingowych (misja ma być np. relacjonowana na żywo za pośrednictwem systemu kamer). Koszty będą się jednak mnożyć wraz z realizacją planów, dlatego też obie firmy liczą na szybkie efekty pierwszych badań i zainteresowanie ze strony inwestorów.
Kolejnym problemem jest kwestia własności w kosmosie. Układ o zasadach działalności państw w zakresie badań i użytkowania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi podpisany w 1967 r., zapewnia wszystkim narodom równy dostęp do ciał niebieskich w celach badawczych. Nie wspomina jednak o ich komercyjnym wykorzystywaniu. Zatem dopóki kwestie te nie zostaną wyjaśnione, wszelkiego rodzaju inwestycje w przestrzeni kosmicznej są ryzykowne.
Warto jednak zwrócić uwagę na możliwości, jakie niesie ze sobą rozwój nowej gałęzi przemysłu. Już niebawem może się bowiem okazać, że karty w światowym biznesie rozdają zbieracze kosmicznego gruzu. Czy stabilność gospodarki na Ziemi będzie w przyszłości zależała głównie od tego, co nad naszymi głowami?