Zynga zanotowała w pierwszym kwartale 2012 r. stratę 86 mln dolarów. Ekspansja w segmencie gier na komórki nie powoduje oczekiwanego wzrost przychodów, mimo dynamicznie rosnących kosztów.
Zynga jest właścicielem sześciu najpopularniejszych gier Facebooku (m.in. CityVille, Texas HoldEm Poker, FarmVille). Debiut giełdowy w grudniu 2011 r. pozwolił producentowi uzyskać 1 mld dolarów środków finansowych na inwestycji. Między innymi dzięki temu udało się przejąć w marcu 2012 r. jednego z większych konkurentów na rynku gier mobilnych OMGPop za kwotę 180 mln dolarów.
Niestety, inwestycje nie przynoszą na razie oczekiwanych efektów. Koszty operacyjne wzrosły prawie dwukrotnie (do ponad 400 mld dolarów w pierwszym kwartale 2012 r.), a przychody nieznacznie (do 321 mln w stosunku do 315 mln dolarów rok wcześniej). Według ekspertów rynku gier społecznościowych wynika to ze specyfiki graczy korzystających z gier przez komórki. Są oni znacznie mniej skłonni wydawać pieniądze na wirtualne prezenty i gadżety wykorzystywane w grach. Odpływ graczy z komputerów do urządzeń mobilny skutkuje w przypadku Zyngi pogorszeniem się wskaźników przychodów z jednego użytkownika.
Zarząd spółki liczy jednak na to, że jest to przejściowa sytuacja związana z fazą rozwoju segmentu mobilnego. Według zapewnień prezesa Johna Schapperta, rynek gier społecznościowych na komputerach wyglądał podobnie w początkowej fazie, jednak nastąpiła ewolucja zachowań graczy. Podobnie ma to wyglądać w uzyskującym przewagę segmencie telefonów komórkowych i innych urządzeń przenośnych.
Mimo zapewnień, wyniki spółki nie napawają optymizmem inwestorów. Przecież Zynga jest liderem społecznościowych gier, który ma dostęp do wielomilionowej bazy graczy z całego świata. Ujemny wynik w takiej sytuacji budzi niepokój. Sytuację obserwuje również Facebook, który dzięki umowie z Zyngą uzyskuje 30% wartości sprzedanych w grach wirtualnych gadżetów. Przekłada się to na ok. 10% całych przychodów tej sieci społecznościowej, zatem ewentualne kłopoty finansowe producenta gier na pewno nie byłyby na rękę zarządowi Facebooka.