W wielu dużych miastach można trafić do chińskiej dzielnicy z charakterystycznymi czerwonymi lampionami, sklepikami i niewielkimi restauracjami serwującymi dania rodem z Państwa Środka. Nie inaczej jest w Londynie. Jednak przyszłość londyńskiego Chinatown stoi pod znakiem zapytania. Wszystko za sprawą rosnących kosztów najmu lokali.
The Guardian przytacza historię Jona Mana, którego rodzice przyjechali do Londynu z Hong Kongu w latach pięćdziesiątych. Założyli restaurację, która przez lata była ich źródłem utrzymania. Rodzinny biznes przejął ich syn, jednak wszystko wskazuje na to, że jego dzieci będą musiały znaleźć inne zajęcie niż pichcenie chińskich smakołyków. Ściśnięty między kinami i hotelami Leicester Square a modną dzielnica Soho, rejon Chinatown od lat przyciągał szukających szybkiej przekąski pracowników biurowych, teatromanów i nocnych imprezowiczów, a także miłośników orientalnego festiwalu z okazji Chińskiego Nowego Roku. Niestety zdaniem Mana, taki stan rzeczy ma szansę utrzymać się jeszcze zaledwie przez kilka lat.
Problemem okazują się rosnące opłaty za najem lokali. Londyn zmienia się i nieco skromniejsza dzielnica Chinatown przestaje wpisywać się w krajobraz miasta, gdzie czynsz przypadający na metr kwadratowy znacznie przekracza 800 funtów rocznie. Prawie dwadzieścia lat temu Man płacił za najem 66 tysięcy funtów rocznie, podczas gdy w 2012 roku koszt ten wyniósł blisko 250 tysięcy funtów. W rezultacie chińscy restauratorzy i inni drobni przedsiębiorcy mają ogromny kłopot z regulowaniem zobowiązań. Dowodem tego jest fakt, że w ciągu minionych dwóch lat około 10 proc. lokali zmieniło swoich właścicieli.
Tymczasem kolejka przedsiębiorstw chętnych do zajęcia powierzchni w centrum Londynu jest długa, przez co niekorzystna dla dotychczasowych najemców tendencja raczej się nie odwróci. Niestety w krótkim czasie klimatyczne Chinatown może zostać opanowane przez globalne marki, takie jak KFC czy McDonald’s, a jego urok zniknie wraz z czerwonymi lampionami.