Niemieckie produkty od zawsze były synonimem solidności, dobrej jakości i trwałości. Z tego też względu wszelkie wyroby ze znaczkiem „made in Germany” cieszyły się niesłabnącą popularnością. W szczególności dotyczyło to branży motoryzacyjnej, gdzie takie firmy jak Mercedes, Audi czy Volkswagen bez trudu znajdowały nabywców swoich pojazdów. Ostatnie wieści napływające z Niemiec podważają jednak dobrą opinię o niemieckiej solidności i każą się zastanowić czy ma ona jeszcze cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.
Volkswagen wezwał właśnie właścicieli ponad 2,5 miliona(!) swoich samochodów na całym świecie do odwiedzenia stacji diagnostycznych. Okazało się, że wiele modeli samochodów tej marki może mieć problemy ze światłami, cieknącymi przewodami paliwowymi, a nawet niewłaściwym rodzajem oleju silnikowego.
Problemy te dotyczą około 800 tysięcy sztuk SUV‒a Tiguan‒jednego z najlepiej sprzedających się modeli Volkswagena. W Tiguanie wykryto wadę konstrukcyjną dotyczącą świateł. Z kolei w pickupie Amarok (dotyczy to 239 tysięcy sztuk) stwierdzono występowanie wycieków na przewodach paliwowych w silniku. Wiele innych modeli ma z kolei problemy w związku z zastosowaniem oleju syntetycznego w ich skrzyniach biegów.
Największym zmartwieniem dla niemieckiej firmy jest fakt, iż powyższe problemy dotyczą aż 640 tysięcy samochodów obecnych na rynku chińskim. Rynek ten jest postrzegany przez niemal wszystkich producentów samochodów na świecie jako kluczowy ze względu na wciąż nienasycony popyt na nowe samochody. Jakiekolwiek kłopoty wizerunkowe na tym rynku mogą poważnie zachwiać pozycją Volkswagena. Władze Volkswagena deklarują, iż zamierzają właśnie w Państwie Środka rozbudowywać swój potencjał produkcyjny i do 2018 roku zwiększyć moce produkcyjne w tym kraju do czterech milionów sztuk pojazdów rocznie.
Dla pocieszenia, w centrali Volkswagena przypominają, że wezwanie do naprawy 2,6 miliona sztuk pojazdów to niewiele w porównaniu do największej tego typu operacji w dziejach motoryzacji, która stała się udziałem Toyoty. Japońska firma zmuszona była sprawdzić kilka lat temu około 10 milionów swoich pojazdów pod kątem występowania błędu konstrukcyjnego, który powodował blokowanie się pedału przyspieszenia.