Jeśli zapytamy młodych ludzi, gdzie najchętniej spotykają się w czasie wolnym, możemy liczyć na różne odpowiedzi: w klubie, w parku, w kinie czy w centrum handlowym. Nie dziwi już chyba nikogo sobotnio-niedzielny tłum w galeriach, które postrzegane są jak miejsca pełne rozrywki, idealne do spędzenia weekendu w gronie przyjaciół czy rodziny. Międzynarodowa sieć 7-Eleven idzie o krok dalej – w ich sklepach można spędzić także noc, niekoniecznie dokonując w tym czasie całotygodniowych zakupów…
7-Eleven jest największą siecią na świecie pod względem liczby obiektów handlowych – około 46 tys. sklepów działających na zasadzie franszyzy w 16 krajach. Wyprzedza nawet McDonald’s Co.! Nazwa sieci ma swoje źródło w pierwotnych godzinach otwarcia sklepów – od 7 rano do 23 wieczorem. Obecnie zakupy można robić przez całą dobę. Misją 7-Eleven jest uczynienie życia łatwiejszym gościom (nie klientom!), gdziekolwiek i kiedykolwiek tego potrzebują, tak by mogli powtarzać “Oh Thank Heaven for 7-Eleven!” („Dzięki niebu za 7-Eleven”)
Doskonałym przykładem na dostosowanie się do potrzeb gości jest działalność 7-Eleven w Indonezji. Kiedy w Dżakarcie zapada noc, ulice nie pustoszeją. Grupki młodych ludzi spotykają się w różnych miejscach, żeby spędzić ze sobą wolny czas. Dziesięć lat temu były to uliczne sklepiki z jedzeniem tzw. warungi. Dzisiaj najbardziej popularnym miejscem spotkań są obiekty 7-Eleven.
Strategia indonezyjskiego franczyzobiorcy była prosta – połączyć mały supermarket z niedrogim miejscem, w którym można kupić i zjeść gotowy posiłek, a przy okazji posiedzieć ze znajomymi i poplotkować. A wszystko to w mieście, którego mieszkańcom brakuje przestrzeni rekreacyjnych, gdzie uliczne korki ograniczają mobilność i gdzie ludzie pracują do późna.
Sklepy 7-Eleven stały się miejscem rekreacji dla młodych Indonezyjczyków – zyskały miano tzw. trendy hangouts (modne, ulubione miejsca spędzania czasu wolnego). Można w nich posłuchać muzyki granej na żywo przez lokalne zespoły, surfować po sieci dzięki Wi-Fi, zjeść coś dobrego i napić się sławnych Slurpees (zmrożony napój serwowany tylko w 7-Eleven). Zważywszy na fakt, że 65% klientów sklepów to ludzie poniżej 30 roku życia, aby do nich dotrzeć sieć handlowa wykorzystuje powszechne w Indonezji zjawisko – miłość do serwisów społecznościowych. Z ich pomocą informuje o występach zespołów czy nowościach w ofercie.
Goście znanej sieci otrzymują swoisty luksus za przystępne ceny. Nie muszą tłoczyć się w brudnych i dusznych ulicznych sklepikach, teraz czeka na nich czyste miejsce w obiekcie z klimatyzacją. Możliwość spędzenia wolnego czasu w przyjemnym otoczeniu jest dla Indonezyjczyków bardzo ważna – w końcu mają oni określenie na siedzenie, rozmawianie i nie robienie niczego – nongkrong
Od początku działalności na rynku indonezyjskim (2009), 7-Eleven zwiększyło swoją sprzedaż pięciokrotnie, osiągając w 2011 roku zysk netto w wysokości 6 milionów dolarów. Oferta produktowa została dostosowana do potrzeb mieszkańców – gotowy smażony ryż, pączki, piwo i napoje chłodzące na bazie wina. Każde otwarcie nowego sklepu jest poprzedzone badaniami w najbliższej okolicy, tak aby zyskać akceptację społeczności lokalnej. Posiłki kosztują mniej niż 23.000 rupii (ok. 2,4 dolara), a zatem podobnie jak w indonezyjskim McDonald’sie.
Jak dotąd w Indonezji otwarto 69 sklepów 7-Eleven – wszystkie w Dżakarcie. Nie jest to wynik imponujący w porównaniu do liczby placówek największych konkurentów. McDonald’s, Dunkin’ Donuts czy KFC dysponują w sumie siecią 600 punktów. Jednak to co wyróżnia 7-Eleven to tempo rozwoju – w ostatnim roku otwarto aż 36 nowych placówek.
PKB Indonezji na jednego mieszkańca wynosi ponad 3.600 dolarów, czyli więcej niż w Indiach, drugim po Chinach największym rynku dóbr konsumpcyjnych w Azji. 7-Eleven widzi ten potencjał – czy sieci uda się go zdyskontować?