Znane sieci restauracji szybkiej obsługi takie jak McDonald’s czy Burger King nie od dziś prowadzą politykę sprzyjającą dość dużej rotacji swojego personelu. W Polsce wręcz przyjęło się, że większość pracowników obsługi w restauracjach to studenci, którzy mogą sobie w ten sposób zarobić swoje pierwsze pieniądze, a jednocześnie zdobyć doświadczenie w pracy…
Druga stroną medalu tak funkcjonującego sytemu są jednakże stosunkowo niskie płace, na które mogą liczyć zatrudnieni w tego typu restauracjach. Okazuje się, że problem ten nie dotyczy wyłącznie Polski, ale także ojczyzny największych sieci barów szybkiej obsługi czyli USA. Właśnie za oceanem z każdym dniem rośnie w siłę ruch społeczny, który na swoich sztandarach posiada wypisane hasła walki o godne wynagrodzenia dla najsłabiej opłacanych pracowników fast–foodów. Ruch ten już przyjęło się określać mianem „ruchu dla 15”, gdzie liczba 15 oznacza płacę minimalną w dolarach, której żądają protestujący. W ostatni czwartek w 190 miastach w USA odbyły się demonstracje aktywistów ruchu, niektóre z nich zgromadziły ponad tysiąc osób.
W USA federalna płaca minimalna jest obecnie ustalona w wysokości 7,25 dolara. Jej minimalny poziom nie jest jednakże żadnym prawnym wyznacznikiem dla władz stanowych, a nawet władz poszczególnych miast, które to gremia mogą dowolnie (nie niżej niż minimum federalne) kształtować wysokość płacy minimalnej na administrowanym przez siebie terenie. Protesty Ruchu 15 odniosły już skutek w San Francisco i Seattle, gdzie władze miejskie podniosły płace minimalne. Te drobne jak na razie sukcesy nie byłyby możliwe bez dobrej organizacji protestujących i ich mądrej taktyki. Jak mówi Nilson Liechtenstein z Uniwersytetu w Santa Barbara cyt. „bardzo inteligentnym posunięciem władz ruchu było przekonanie ludzi do tego, że nie chodzi im tylko i wyłącznie o polepszenie doli pracowników takich sieci jak McDonald’s czy Burger King, ale celem jest ogólny wzrost płacy dla innych słabo płatnych zawodów, takich jak pracownicy opieki społecznej czy personel sprzątający”. Ta taktyka przyniosła ruchowi masowe poparcie, którego efektem jest ogromna presja zarówno na sieci barów szybkiej obsługi, jak i na lokalnych polityków. Szefostwo McDonald’s stara się co prawda bronić przed oskarżeniami o zbyt niskie płace dla swojego personelu tłumacząc iż, cyt. „90% naszych restauracji prowadzą lokalni przedsiębiorcy na zasadach franczyzowych i to od nich i od lokalnych warunków zależy poziom wynagrodzeń”. Mało kogo jednakże takie tłumaczenia przekonują. Jak mówi Shantel Walker–pracownica jednej z pizzerii cyt. „niezależnie od wszelkich wyjaśnień prawda jest taka, że wielkie korporacje się bogacą, a ich pracownicy biednieją–to jest dla nas nie do zaakceptowania”.
Jak myślicie, czy w naszym kraju Ruch 15 miałby szanse zaistnieć? A może nie jest potrzebny? Zapraszam do dyskusji.