Niedawno informowaliśmy na łamach naszego portalu, że działania Google znalazły się na celowniku Komisji Europejskiej. Teraz przyszedł czas na innego giganta, a mianowicie rosyjski Gazprom. Dzisiaj potentatowi postawiono formalne zarzuty dotyczące nadużywania dominującej pozycji na unijnym rynku, manipulowania cenami, a także utrudniania swobodnego przepływu gazu na całym kontynencie. Jakie konsekwencje – dla obu stron – mogą wyniknąć z tej sytuacji?  

Według doniesień CNN Money, na sprawę należy spojrzeć nie tylko pod kątem gospodarczym, ale również politycznym. Zarzuty postawione Gazpromowi z pewnością pogorszą, i tak już nienajlepsze, relacje na linii Unia Europejska – Rosja. Natomiast komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager podkreśla w swoich wypowiedziach, że „gaz, jako towar powszechnie obecny w codziennym życiu, ma ogromne znaczenie dla konsumentów”. W związku z tym konieczne jest zapewnienie uczciwej konkurencji na rynku tego surowca.

Opracowywanie pozwu przeciwko Gazpromowi trwało blisko trzy lata. Dlaczego tak długo? Postęp prac opóźniał fakt, że kraje europejskie bardzo potrzebują rosyjskiego gazu ziemnego – około 1/3 tego surowca wykorzystywanego na terenie Unii pochodzi właśnie z Rosji. Z kolei nasz sąsiad chętnie wykorzystuje gaz jako argument polityczny. Stało się tak choćby w przypadku Ukrainy. Niektóre kraje członkowskie, uzależnione od rosyjskiego gazu, nie były skore do nałożenia sankcji na Rosję w związku ze wspomnianym konfliktem. Obawiały się one bowiem wojny energetycznej.

Podobno Komisja Europejska dysponowała dowodami obciążającymi Gazprom już latem ubiegłego roku. Jednak zarzutów nie przedstawiono ze względu na prowadzone w tym czasie negocjacje dotyczące zawieszenia broni na Ukrainie. Teraz rosyjski gigant ma 10 tygodni na odpowiedź na zarzuty. Jeśli Gazpromowi nie uda się znaleźć argumentów na obronę swoich działań, może zostać obciążone grzywną w wysokości 10% swojego całkowitego obrotu.