Od pewnego czasu spadek popytu na samochody w Europie jest na tyle wysoki, że zmusza producentów do podejmowania działań pozwalających im przetrwać trudny dla motoryzacji czas. Sprzedaż aut na pozaeuropejskich rynkach wydaje się najlepszą receptą na poprawę kondycji spółek, jednak takie rozwiązanie wymaga posiadania już ustabilizowanych kanałów dystrybucji. Inaczej radzi sobie MANa, który zdecydował się na redukcję czasu pracy w zakładach, a także Peugeot, już od kilku miesięcy prowadzący gruntowną restrukturyzację zatrudnienia.
Ponad pół roku temu francuski koncern PSA Peugeot Citroen ogłosił zamiar znacznej redukcji miejsc pracy i zamknięcia zakładu w Aulnay pod Paryżem, w celu dostosowania wolumenu produkcji do istniejącego zapotrzebowania na samochody. Na drodze do realizacji tych planów stanął francuski sąd wydając orzeczenie stwierdzające, że koncern niewystarczająco skonsultował swoje plany ze związkami zawodowymi.
Przedstawiciele związków dwóch zakładów produkujących części samochodowe Faurecia, dostarczanych do przeznaczonej do zamknięcia fabryki w Aulnay, wystąpili z wnioskiem, z którego wynika, że zamknięcie fabryki poważnie wpłynie na ich sytuację, zaś Peugeot nie poinformował ich odpowiednio o planowanym zwolnieniu 8 tysięcy osób. Podczas gdy sąd przychylił się do wniosku i zawiesił plany restrukturyzacyjne spółki, francuski rząd apeluje do koncernu o powtórną analizę swojej strategii.
Tymczasem Peugeot, który zamierzał zakończyć kontrowersyjne działania w marcu tego roku, zapowiada, że podejmie pertraktacje z przedstawicielami zakładów Faurecia tak szybko, jak tylko to możliwe i będzie kontynuował negocjacje pomimo decyzji sądu opóźniającej realizację planu restrukturyzacyjnego. Na usprawiedliwienie Peugeota trzeba przyznać, że sytuacja na europejskim rynku rzeczywiście jest trudna i w porównaniu do 2011 roku sprzedaż samochodów w Unii Europejskiej spadła o ponad 8%. Jednak czy tak drastyczne kroki są jedynym sposobem ratunku?