W zeszłym roku pisaliśmy na naszych łamach o procesie przyjmowania Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Akt ten formalnie dokonał się w sierpniu 2012 roku, a już kilka dni później Rosjanie wprowadzili przepisy, które stały się podstawą skierowania do WTO wniosku o wszczęcie postępowania przeciwko Rosji.
Wniosek do WTO przeciwko Rosji skierowała Unia Europejska. Spór pomiędzy UE a Rosją dotyczy wprowadzenia opłat recyklingowych obejmujących pojazdy samochodowe importowane do Rosji z krajów−członków UE.
Okazało się, że z dniem 1 września ubiegłego roku Rosjanie wprowadzili tzw. opłatę recyklingową na pojazdy wyprodukowane w UE, której wysokość sięga od 420 do 2700 euro za samochody nowe. Z kolei za pojazdy używane w wieku powyżej 3 lata ta opłata waha się pomiędzy 2600 a 17200 euro. W ekstremalnych przypadkach (np. specjalistyczne pojazdy używane w górnictwie) może wynieść nawet 147 700 euro (!)
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż wprowadzona przez Rosję opłata recyklingowa to tak naprawdę inna forma ochrony celnej. Po przystąpieniu do WTO, Rosja zmuszona została bowiem do zniesienia barier celnych na pojazdy importowane z UE. Unia Europejska wnosząc sprawę przeciwko Rosji do WTO podnosi właśnie ten argument, wskazując jednocześnie, że pojazdy importowane do Rosji np. z Białorusi czy Kazachstanu nie są objęte tą opłatą. Stąd wniosek, iż tzw. opłata recyklingowa to w istocie cło.
Nawet jeśli wniosek UE przeciwko Rosji znajdzie zrozumienie na forum WTO, to perspektywy na zniesienie wprowadzonej opłaty są dość mgliste. Okazuje się bowiem, że WTO dysponuje ograniczonymi środkami „nacisku”, które de facto sprowadzają się do wezwania kraju łamiącego zasady do odstąpienia od takich praktyk. Jeśli to nie poskutkuje, WTO ma prawo przyznać krajowi lub krajom skarżącym się prawo do podjęcia tego samego rodzaju działań retorsyjnych (w tym przypadku wprowadzenia cła na rosyjskie pojazdy). Cały problem polega na tym, iż mało kto słyszał o jakimś masowym imporcie samochodów z Rosji do UE…