Gospodarcze kłopoty Grecji trwają już kilka lat, a problem zadłużenia kraju jest szeroko dyskutowany, szczególnie w ostatnich dniach. Tymczasem mało kto zastanawia się nad biznesowymi realiami, którym muszą stawić czoła greccy przedsiębiorcy. Wielu z nich nie przetrwało kryzysu, są jednak i tacy, których działalność nabrała tempa.
Podczas gdy premier Aleksis Tsipras negocjuje warunki pomocy dla swojego kraju, przeciętni obywatele walczą o godne życie. Chociaż w przeciągu ostatnich kilku lat grecka gospodarka skurczyła się o 25 proc., a co piąta spółka została zamknięta, niektórym interes kręci się coraz lepiej. Przykładem jest Denia Topalidou, która wraz z siostrą i rodzicami prowadzi sklep z tkaninami w centrum Aten. Przez ostatnich pięć lat, zakład założony w 1962 roku przez jej dziadka, rozwinął się do tego stopnia, że rodzina Topalidou przejęła dwa sąsiednie lokale, aby zwiększyć powierzchnię własnego sklepu. To duży sukces, zwłaszcza jeśli uwzględni się fakt, że w tym roku każdego dnia kończy swoją działalność blisko 60 przedsiębiorstw.
Trudna sytuacja ekonomiczna zmusiła Greków do zmiany stylu życia. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wydatki przeciętnego gospodarstwa domowego spadły od 2010 roku o 30 proc., a ludzie szukają nowych sposobów oszczędzania. W rozmowie z CNN Money, Topalidou wspomina, że pierwszy raz zdała sobie sprawę z kryzysu gospodarczego, kiedy wzrósł popyt na barwniki do tkanin. Uświadomiła sobie wówczas, że ludzi nie stać na nowe ubrania i domowymi sposobami próbują nadać świeżości starym strojom albo samodzielnie stworzyć nowe kreacje.
Wajahat Anwar, pakistański imigrant prowadzący niewielki punkt z telefonami komórkowymi, ma podobne obserwacje. W czasie, kiedy Grecy musieli zacisnąć pasa, sprzedaż spadła o około 20 proc.. Jednak nie w przypadku sklepu Anwara, którego wyniki sprzedażowe poprawiły się o blisko 40 proc.. Jego zdaniem, wcześniej ludzie mogli pozwolić sobie na zastąpienie starych telefonów nowymi, zaś w obecnej sytuacji naprawa urządzenia czy wymiana zniszczonego ekranu jest dla wielu lepszym i tańszym rozwiązaniem.
Czas kryzysu był również okresem rozkwitu lombardów. Nikos Billis, właściciel jednego z nich, twierdzi, że liczba osób chcąca wymienić złoto na gotówkę wzrosłą o 70 proc.. Niestety w miarę upływu czasu i pogłębiania się recesji, nawet te przedsiębiorstwa, które rozwinęły swoją działalność, powoli doświadczają negatywnych konsekwencji kryzysu, ponieważ Grecy nie mają ani złota, ani pieniędzy na jakiekolwiek zbyteczne wydatki.