Jedna z największych w Australii sieci sklepów detalicznych, Coles, ma problem z drobnymi złodziejami, którzy sposobem „na marchewkę” wynoszą w swoich koszykach drogie produkty w cenie najtańszych warzyw. Metodą walki z kradzieżami ma być ograniczenie dostępności kas samoobsługowych.

Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się już w 2012 roku, kiedy sieć zorientowała się, że ma na stanie znacznie więcej marchewki niż wynika to z rachunków. Teraz, jak podaje BBC, z badania przeprowadzonego w ubiegłym roku w Australii wynika, że praktyka skanowania drogich produktów takich jak winogrona czy czereśnie jako marchewki, cebule lub ziemniaki jest tam szeroko rozpowszechniona. Ten sposób przechytrzenia automatycznego systemu pozwala na zaoszczędzenie ok. 5,5 dolara australijskiego (ok. 16 złotych) na kilogramie truskawek, 7,2 dolara na kilogramie suszonych moreli, a nawet 28 dolarów na kilogramie gotowanych krewetek. Co ciekawe, rekordzista zeskanował podczas jednych zakupów aż 18 torebek z marchewkami!

Oczywiście kradzież „na marchewkę” jest możliwa tylko podczas korzystania z kasy samoobsługowej. Rzeczniczka sieci Coles poinformowała, że połowa sklepowych złodziei jest łapana na gorącym uczynku właśnie w strefie kas samoobsługowych. W związku z tym sieć zadecydowała o wprowadzeniu ograniczeń do 12 produktów możliwych do samodzielnego zeskanowania i zakupu. W wybranych placówkach ograniczenia te będą jeszcze bardziej restrykcyjne. Coles tłumaczy, że dzięki temu skróci się również czas oczekiwania do kas samoobsługowych.

Zdaniem kryminolog z Australian National University, Emmeline Taylor, kradzieży “na marchewkę” dopuszczają się osoby, które w normalnej sytuacji nie łamią zasad ani celowo nie planują oszustwa. Taylor określa takich klientów mianem „przeciągaczy”. Można odnieść wrażenie, że to kasy samoobsługowe zachęcają ich do sklepowych kradzieży. Dobrze, że Coles ograniczy pokusę tego typu nadużyć.