Wydawać się może, że branża towarów luksusowych wolna jest od błahych zatargów między spółkami. Okazuje się jednak, że producenci ekskluzywnych produktów również mają kłopoty ze współpracą, a jedynym sposobem ich rozwiązania jest stoczenie batalii w sądzie. Przykładem może być trwający od dwóch lat spór między Tiffany & Co. a Swatch Group.
W 2007 roku Swatch Group, szwajcarski koncern zajmujący się produkcją zegarków, zawarł umowę współpracy z Tiffany & Co., amerykańską spółką specjalizującą się w sprzedaży biżuterii i zastawy stołowej. Joint venture było zaplanowane na 20 lat, a jego głównym celem miała być sprzedaż zegarka produkowanego przez szwajcarską spółkę, będącą największym na świecie producentem czasomierzy, pod marką Tiffany. Tym samym Swatch miał mieć możliwość dystrybuowania swoich produktów w ekskluzywnych sklepach partnera i innych luksusowych butikach, zaś amerykańska spółka miała poszerzyć swoją ofertę.
Problemy zaczęły się w 2011 roku, kiedy po czterech latach współpracy Swatch zarzucił partnerowi, że opóźnia i utrudnia realizację projektu, co w efekcie doprowadziło do zerwania umowy przez szwajcarski koncern. Sprawa trafiła do sądu, który dopiero po dwóch latach orzekł winę jubilera i nakazał Tiffany’emu zapłatę byłemu współudziałowcowi joint venture 448 milionów dolarów oraz dodatkowych 9 milionów dolarów na pokrycie kosztów sądowych, które poniosła spółka ze Szwajcarii.
Szef Tiffany, Michael Kowalski, nie krył rozczarowania wyrokiem, równocześnie zapewniając, że decyzja sądu nie wpłynie na finansowe możliwości jego spółki realizowania zarówno krótko jak i długoterminowego biznesplanu. Tymczasem w miniony piątek wartość udziałów Swatcha wzrosła o 1,1 proc. do kwoty 581,50 franków szwajcarskich, zaś w perspektywie roku zwiększyła się o około 26 proc..