Miano jednej z finansowych stolic świata nie tylko nobilituje, ale i pociąga za sobą mniej pożądane skutki. Przekonują się o tym na co dzień mieszkańcy Londynu, którym coraz bardziej doskwiera wysoki poziom cen na miejscowym rynku nieruchomości. W ostatnich dniach alarmistyczny raport w tej sprawie przygotowała znana firma konsultingowa Ernst&Young (EY).
Według analityków EY sytuacja na rynku nieruchomości w Londynie spełnia wszelkie kryteria, aby określić ją mianem „lokalnej bańki spekulacyjnej”. Jeśli obecny trend się utrzyma, to w 2018 roku za średniego metrażu mieszkanie trzeba będzie w brytyjskiej stolicy zapłacić aż 600 tysięcy funtów czyli 3,3 raza więcej niż w północno‒wschodniej Anglii. Wnioskom przedstawionym w raporcie EY wtórują eksperci skupieni wokół niezależnej agencji Civitas. Oni również dostrzegają zjawisko nadmiernie rosnących cen nieruchomości w Londynie i postulują, aby administracyjnie wprowadzić ograniczenia dla cudzoziemców na nabywanie domów i mieszkań w stolicy.
Właśnie bogaci cudzoziemcy są zdaniem wielu ekspertów odpowiedzialni za nadmierny wzrost cen nieruchomości w Londynie. Wielu z nich jest w stanie zapłacić duże pieniądze za dom czy mieszkanie, co „psuje” rynek i powoduje, że przeciętni mieszkańcy Londynu są już na starcie „finansowo” wykluczeni, jeśli chodzi o możliwość nabycia własnego lokum. Co więcej, ceny najmu podążają w ślad za cenami transakcyjnymi mieszkań i już teraz pochłaniają znaczną część budżetu niejednej stojącej u progu życia młodej rodziny.
Zdaniem autorów raportu przygotowanego przez Civitas cyt. „tak duży popyt na drogie i luksusowe mieszkania ze strony bogatych przybyszów spowodował, że firmy deweloperskie zaczęły specjalizować się adaptowaniu istniejących budynków do potrzeb bogatych kupców, zapominając niejako o budowaniu zwykłych domów dla przeciętnie zamożnych obywateli. Ta sytuacja nie może dłużej trwać, gdyż te luksusowe rezydencje to raczej schronienie dla kapitału niż dla ludzi. Są one traktowane jako lokata kapitału, podczas gdy wielu młodych londyńczyków cierpi na brak mieszkania”.
Jako rozwiązanie dla władz, specjaliści z Civitas rekomendują wprowadzenie przepisów podobnych do tych, które obowiązują w Australii. Tzw. nie‒rezydenci mogą zakupić nieruchomość w Australii pod warunkiem, że jest to nowo wybudowany dom lub mieszkanie. Już istniejących nieruchomości nie można nabywać. Ten przepis ma na celu ochronę lokalnych zasobów mieszkaniowych przed ich uszczupleniem. Podobne przepisy obowiązują także w Szwajcarii i Singapurze.
Czy Waszym zdaniem propozycje Civitas nie idą za daleko będąc próbą ingerencji w mechanizmy wolnego rynku? A może jednak w takich sytuacjach interwencja państwa jest konieczna?