Na sam dźwięk wyrażenia „bańka spekulacyjna” inwestorom giełdowym cierpnie skóra. Wszyscy pamiętają bowiem ogromne perturbacje rynkowe związane z pęknięciem bańki internetowej czy też ostatnim kryzysem, którego przyczyną była bańka spekulacyjna na rynku kredytów hipotecznych. Okazuje się, że bańki spekulacyjne, czyli znaczne przewartościowanie dóbr lub usług w pewnym segmencie rynku, mogą występować także na znacznie mniejszą skalę. Zdaniem ekspertów, z takim właśnie przypadkiem mamy obecnie do czynienia w Londynie.
Jeden z największych szwajcarskich banków UBS opublikował właśnie raport, zgodnie z którym londyński rynek nieruchomości jest w tej chwili tykającą bombą, która w niedalekiej przyszłości grozi spektakularną detonacją. Eksperci banku wzięli pod uwagę relacje pomiędzy cenami londyńskich nieruchomości i wysokością czynszu za najem, a przeciętnymi dochodami mieszkańców brytyjskiej stolicy. Z obliczonego w ten sposób wskaźnika wynika, że londyński rynek nieruchomości to największa na świecie bańka spekulacyjna w tym sektorze gospodarki. Jeszcze nigdy w historii badań, ceny nieruchomości w Londynie nie były tak wysokie i jeszcze nigdy nie były one aż tak bardzo oderwane od poziomu przeciętnych dochodów londyńczyków. Specjaliści z UBS uważają, iż każde miasto ze wskaźnikiem powyżej 1,5 jest podatne na ryzyko wystąpienia bańki spekulacyjnej. Londyn posiada obecnie wskaźnik na poziomie 1,88, podczas gdy Hong Kong, który jest drugi w zestawieniu „zaledwie” 1,67. Zdaniem szwajcarskich ekspertów, jest tylko kwestią czasu, gdy w Londynie nastąpi drastyczna korekta cen nieruchomości, czyli dojdzie do pęknięcia bańki spekulacyjnej. Z doświadczeń tego rodzaju badań wynika, że tam gdzie indeks przekracza wartość 1, w ciągu trzech lat dochodzi do obniżki cen średnio o 30%.
Z opublikowanego raportu można się także dowiedzieć, że od początku 2013 roku ceny nieruchomości w Londynie wzrosły o 40%, już po uwzględnieniu stopy inflacji. Oznacza to, że ceny nieruchomości w Londynie są obecnie wyższe o 6% od tych sprzed ostatniego kryzysu, podczas gdy w całej Wielkiej Brytanii są ciągle 18% poniżej pułapu z 2007 roku. Biorąc pod uwagę fakt, że średnie zarobki mieszkańców Londynu są ciągle o 7% niższe niż przed kryzysem, pokazuje to skalę „oderwania się” cen nieruchomości od poziomu dochodów mieszkańców. Wszystkie te fakty sprawiają, że brytyjska stolica jest dziś najdroższym miastem świata.
Przyczyną powstania tak dużej bańki na londyńskim rynku nieruchomości jest przede wszystkim działalność zagranicznych inwestorów. Niemniej jednak sami Brytyjczycy także się do tego przyczynili, między innymi za sprawą rządowego programu Help to Buy, który miał pobudzić budownictwo mieszkaniowe. Ubocznym jego efektem był jednak dalszy wzrost cen nieruchomości.