Większość ludzi wracając z urlopu myśli o tym, jak szybko minął i żałuje, że nie może udać się na dłuższy wypoczynek. Zdaniem niektórych, liczba dni wolnego przysługujących pracownikom, jest zdecydowanie za mała. Podobnie uważa szef Virgin Richard Branson. Według niego personel powinien mieć tyle dni urlopu, ile potrzebuje. Bez ograniczeń. Właśnie takie zasady obowiązują w Virgin. Czy to naprawdę możliwe? A może gdzieś tkwi haczyk?
Przyjrzyjmy się bliżej temu pomysłowi, opisanemu na łamach CNBC. Branson stwierdził, że skoro elastyczny czas pracy zrewolucjonizował funkcjonowanie współczesnych organizacji, a na wykonywanie swoich zawodowych obowiązków poświęcamy często więcej niż 8 godzin, należy zmienić również politykę urlopową. Pracownicy spółki matki Virgin Group korzystają już z nowych zasad dotyczących dni wolnych – mogą ich brać tak dużo, jak chcą pod warunkiem, że ich nieobecność nie wpłynie na działalność firmy. Co ciekawe, nie ma konieczności wcześniejszego uzyskania zgody na urlop, ani odnotowywania jego wykorzystania.
Pomysłowy – i bardzo bogaty – biznesmen zapowiedział, że jeśli pionierska polityka urlopowa sprawdzi się w praktyce, zostanie wprowadzona we wszystkich filiach firmy. To pracownicy będą decydować, czy potrzebują kilku godzin, dni czy miesięcy wolnego. Inspiracją dla Bransona były działania wdrożone przez amerykańskiego Netflixa, który zainicjował tzw. „no vacation policy”, zakładającą pełną dowolność w wykorzystywaniu urlopu.
Opinie na temat zaproponowanego przez przedsiębiorcę rozwiązania są jednak podzielone. Część pracowników organizacji nie będzie bowiem mogła z niego skorzystać. Przykładem takiej grupy jest m.in. personel pokładowy linii lotniczych Virgin Australia. Jedna ze stewardess powiedziała, że większość pracowników pokładowych nie miała udzielonego „normalnego” urlopu, o który wnosiła. Czy coś się w tej sprawie zmieni? A może pomysł Bransona to utopia?