Specjaliści obserwujący ruch na giełdzie, dochodzą do wniosku, że istnieje grupa osób, która zbyt szybko i zdecydowanie reaguje po pojawianiu się nowych wiadomości. Wiele wskazuje na to, że wybrani mają wcześniejszy dostęp do kluczowych informacji.
Dziennikarskie śledztwo przeprowadzone przez CNBC wskazuje, że źródłem wcześniejszych informacji jest agencja Thomson Reuters, która współpracując z Uniwersytetem Michigan ma dostęp do odpowiednich danych. Wybrani klienci otrzymują istotne wiadomości, na przykład dotyczące indeksów obrazujących nastroje konsumentów i aktywność sektora produkcyjnego, kilka minut przed ich oficjalną publikacją. Eksperci tłumaczą, że biorąc pod uwagę rozwój High Frequency Trading (HFT), który dzięki wykorzystaniu najnowocześniejszych technologii informatycznych, umożliwia jak najszybszą realizację transakcji, wcześniejszy – nawet o 2 sekundy – dostęp do danych, daje ogromną przewagę na giełdzie.
Oczywiście za wcześniejszy przepływ informacji należy zapłacić – w zależności od rodzaju wiadomości minimum kilka tysięcy dolarów miesięcznie. Niektórzy słysząc o podobnych praktykach, a przypadek Thomson Reuters nie jest odosobniony (Bloomberg News czy Wall Street Journal także oferują wcześniejszy dostęp do wiadomości, tyle tylko, że opracowanych przez siebie), oburzają się i są przeciwni nierówności inwestorów. Inni uważają, że informacja jest towarem handlowym, za który należy płacić. Richard Curtin, ekonomista prowadzący analizy dla Uniwersytetu Michigan, przekonuje, że realizacja tego rodzaju programów badawczych jest całkowicie finansowana przez sektor prywatny, a jeśli wcześniejsze posiadanie informacji nie byłoby opłacalne, nie byłoby środków na ich prowadzenie.
Z kolei zdaniem Barta Chiltona – szefa Commodity Futures Trading Commission, amerykańskiej agencji zajmującej się regulacją rynku kontraktów futures – chociaż sprzedaż wcześniejszego dostępu do informacji nie jest nielegalna, nie jest to uczciwa gra. Według niego jest to proces zmierzający do całkowitego opanowania kolejnego obszaru życia przez komputery i roboty. Pozostaje pytanie, czy na pewno chcemy podążać w tym kierunku.