Wina włoskie, francuskie czy hiszpańskie mają swoją markę, która m. in. odzwierciedla się w ich cenie. Mało kto o tym wie, ale swoją pozycję na światowym rynku winiarskim mają także wina australijskie. Tamtejsi producenci borykają się jednak z niecodziennym problemem, którego efektem jest niespotykany spadek cen tego trunku na wewnętrznym rynku.
Tematem, który od dłuższego już czasu nie schodzi z łam australijskiej prasy jest wino, a dokładnie jego ceny. Okazuje się, że w wielu supermarketach ceny win spadły tak bardzo, że droższa od butelki wina jest butelkowana woda. Wiele znanych australijskich marek można kupić za kilka dolarów, podczas gdy 350 ml butelkowanej wody kosztuje 2,50 dolara australijskiego. Choć w przeszłości już tak bywało, że ceny wina spadały niebezpiecznie nisko, to wszyscy zgodnie twierdzą, że obecna sytuacja nie ma precedensu. Jak tłumaczy się ten fenomen?
Jak zwykle w takich przypadkach bywa, nie ma jednego czynnika, który w całości odpowiadałby za zaistniałą sytuację. W dużej mierze winne są zawirowania na rynkach walutowych i zdecydowane umocnienie się w ostatnich latach australijskiej waluty w stosunku do amerykańskiego dolara. Ten czynnik spowodował, iż australijskie wino stało się mało konkurencyjne cenowo na światowych rynkach, a w konsekwencji produkcja, która zwykle trafiała na eksport zaczęła pozostawać w kraju. Nadpodaż wina spowodowana ograniczeniem eksportu została jeszcze zwiększona przez wyjątkowo urodzajny rok, co musiało doprowadzić do spadku cen. Jak mówi Paul Evans–przewodniczący australijskiego Stowarzyszenia Producentów Wina cyt. „zaistniała sytuacja zaostrzyła konkurencję pomiędzy producentami wina, a silny dolar australijski zachęca nawet do importu wina, co dodatkowo pogarsza sytuację”.
Umocnienie się australijskiej waluty to nie jedyna przyczyna kłopotów tamtejszych producentów wina. Swoją rolę odegrała także polityka fiskalna państwa. Otóż, wyroby alkoholowe obłożone są w Australii podatkiem, którego wysokość nie zależy od zawartości alkoholu w trunku, ale od końcowej ceny jego sprzedaży. Wskutek tego rozwiązania, sprzedawcy „ciężkich” alkoholi, które kosztują odpowiednio więcej płacą nominalnie o wiele większy podatek, niż ci, którzy sprzedają tańsze trunki. System ten zachęca więc do sprzedawania alkoholu po niższych cenach, co nie pomaga producentom win. Warto w tym miejscu dodać, iż w Australii ponad 70% sprzedaży wina odbywa się jedynie przez dwie sieci supermarketów, które dążąc do obniżenia cen sprzedaży (płacą dzięki temu niższy podatek) wymuszają na swoich dostawcach obniżenie marży, a więc i zysku.
Jak zauważa profesor Robin Room reprezentujący organizację zajmującą się badaniami nad skutkami nadużywania alkoholu cyt. „utrzymujące się niskie ceny alkoholu stanowią problem społeczny. W ciągu ostatnich 10–ciu lat drastycznie wzrosła ilość przestępstw popełnianych pod wpływem alkoholu, a szpitale odnotowały wzrost zachorowań na marskość wątroby. Myślę, że czas już podjąć kroki, aby tani alkohol nie był już tak opłacalny w produkcji…”
Jak przyznaje Paul Evans cyt. „na razie trudno zaobserwować symptomy poprawy sytuacji. W dłuższej perspektywie będzie to szkodzić całej branży winiarskiej, gdyż wypracowane przez całe lata wartości i tradycje związane z dobrymi winiarskimi obyczajami zostaną po prostu zdewaluowane. Ludzie przyzwyczajając się do niskiej ceny wina przestaną jednocześnie cenić wyjątkowość tego trunku”.
Interesujące w tym kontekście jest to, czy opinia Paula Evansa rzeczywiście wynika z troski o winiarskie tradycje, czy też jest odzwierciedleniem partykularnych interesów producentów win, którym zależy na wzroście ceny ich produktów?