Osoby zajmujące się zawodowo public relations wiedzą doskonale, że jedno niewłaściwie wypowiedziane zdanie może wywołać prawdziwą burzę. O tej zależności boleśnie przekonała się ostatnio opisywana już na łamach naszego portalu firma Uber. Twórca aplikacji mobilnej do zamawiania usługi przewozowej przez łączenie pasażerów z kierowcami korzystającymi z aplikacji, ma nie lada problem, a wszystko przez nadmierną gadatliwość Emila Michaela, wiceprezesa Uber i jego wypowiedź na temat pewnych dziennikarzy.
Historię opisano ze szczegółami na łamach internetowego wydania magazynu TIME. W trakcie piątkowej kolacji w hotelu Waverly Inn na Manhattanie pan Michael zasugerował, że jego firma powinna zatrudnić ludzi, którzy zajmą się poszukiwaniem haków na nieprzychylnych dziennikarzy. W spotkaniu uczestniczyli m.in. aktor Ed Norton, wydawczyni Arianna Huffington i… dziennikarz BuzzFeed Michael Wolff. Wiceprezes Uber przekonywał, że przedsiębiorstwo mogłoby zapłacić miliony dolarów za znajdywanie problematycznych informacji na temat życia prywatnego i różnych grzeszków popełnianych przez dziennikarzy po to, by możliwa była skuteczna walka z nieprzychylną prasą.
Obecny na spotkaniu dziennikarz BuzzFeed ujawnił jego kulisy, gdyż – jak twierdzi – Michael nie zastrzegał, że to co mówi nie jest przeznaczone do publikacji (tzw. off the record). Wcześniej BuzzFeed dość agresywnie atakowało Uber za niedostateczną wiedzę na temat różnic kulturowych i mocno kontrowersyjne pomysły promocyjne. Niedawno oddział firmy w Lyonie rozpoczął kampanię sugerującą, że korzystając z aplikacji „Avions de Chasse” (co oznacza myśliwce lub… „gorące laski”) można połączyć korzystanie z usługi przewozowej z usługą… zupełnie innego typu. Tymczasem chodziło o wożenie pasażerów autami, za których kierownicą zasiądą atrakcyjne panie. Całość opatrzono komentarzem „Kto powiedział, że kobiety nie potrafią prowadzić?”.
Wywołało to lawinę protestów zarówno ze strony pań, które prowadziły działalność transportową w ramach aplikacji Uber, jak i klientów poszukujących transportu. Firma została oskarżona o seksizm i mizoginizm, a wiele osób nawoływało do bojkotu usługi i wykasowania aplikacji Uber z urządzeń mobilnych. Jedną z takich osób była blogerka Sarah Lucy, do której odniósł się w swej wypowiedzi wiceprezes Michael. Powiedział mianowicie, że powinna ona zostać „pociągnięta do osobistej odpowiedzialności za każdą kobietę, która usunęła aplikację Uber i była później napastowana seksualnie przez kierowcę innej taksówki”.
Spółka wydała oświadczenie na temat artykułu zamieszczonego na Buzzfeed. Wiceprezes Michael tłumaczył w nim, że „uwagi odnośnie współpracy z dziennikarzami zostały poczynione w trakcie prywatnej kolacji i były wynikiem osobistej frustracji, oraz że nie odzwierciedlają ani jego prawdziwych poglądów, ani stanowiska spółki, którą reprezentuje”. Podkreślił również, iż żałuje tego co powiedział i że było to niewłaściwe. Rzecznika Uber Nairi Hourdajian zdystansowała się od komentarzy Michaela jednocześnie informując, że firma nigdy nie inwigilowała nieprzychylnych jej dziennikarzy. Jak widać, od jednego „niefortunnie” wypowiedzianego zdania do sytuacji kryzysowej związanej z wizerunkiem wiedzie bardzo krótka droga. Będziemy obserwować, jakie będą dalsze echa tej kontrowersyjnej wypowiedzi.