Dla Leonarda DiCaprio rola w filmie „Wilk z Wall Street”, nakręconym na podstawie wspomnień Jordana Belforta, brokera, którego błyskotliwa kariera i rozrzutny styl życia wzbudziły podejrzenia FBI, była nie tylko okazją do stworzenia kolejnej kreacji, ale również szansą dogłębnego poznania świata maklerów giełdowych. Co ciekawe przygoda DiCaprio z Wall Street nie skończyła się wraz z ostatnim klapsem. Niedawno aktor został wezwany do złożenia zeznań przed sądem w sprawie jednego z byłych brokerów.
Andrew Green, były makler giełdowy, uważa, że filmowa postać Nicky’ego „Rugrata” Koskoffa była inspirowana jego historią, a sposób przedstawienia go na dużym ekranie zaszkodził jego reputacji. Faktycznie Green pracował w Stratton Oakmont – domu maklerskim założonym przez Jordana Belforta (w tę rolę wcielił się DiCaprio) – od 1993 do 1996 roku jako szef departamentu finansów korporacyjnych i członek rady dyrektorów. Jednocześnie Green zaprzecza, jakoby miał dopuszczać się niestosownych zachowań, które dla Koskoffa (w tej roli P.J. Byrne) były codziennością.
Green ma pretensje, że został ukazany jako zdeprawowany przestępca, uzależniony od narkotyków. Jego zdaniem film zniszczył jego wizerunek i karierę zawodową. W związku z tym w obronie własnej reputacji były makler pozwał producentów filmu wyreżyserowanego przez Martina Scorsese, szacując wysokość poniesionych strat na 15 milionów dolarów. Green złożył wniosek przeciwko Paramount Pictures, Red Granite Pictures, Sikelia Productions oraz Appian Way Productions. Chociaż sąd odrzucił pierwotną wersję pozwu, zgodził się na dochodzenie przez Greena swoich praw poprzez oskarżenie producentów o zniesławienie.
Swoje zeznania złożyli już reżyser filmu, Scorsese i scenarzysta Terence Winter. Według BBC niezrozumiałe pozostaje wezwanie DiCaprio do stawienia się przed sądem. Zwłaszcza, że aktor ani nie pisał scenariusza, ani nie odtwarzał roli filmowego „Rugrata”. Być może powodem jest powiązanie DiCaprio ze spółką Appian Way Productions.