Szef Banku Centralnego Rosji, Sergei Ignatiev, oświadczył, że w ciągu ubiegłego roku nielegalnie „wyciekły” z kraju miliardy dolarów. Niezgodne z prawem transfery kapitału były organizowane przez wąską grupę osób, którą jest szansa zidentyfikować. Z kolei rzecznik Władimira Putina uważa, że podane przez Ignatieva dane są znacznie zawyżone.
Ignatiev przekazał mediom informacje, z których wynika, że w zeszłym roku z Rosji wypłynęło w blisko 50 miliardów dolarów, co stanowi około 2,5% PKB. Zdaniem szefa Banku Centralnego Rosji, nielegalne transfery najprawdopodobniej służyły regulowaniu zobowiązań za dostawy narkotyków, łapówkarstwu i unikaniu podatków. Podana przez Ignatieva kwota jest rezultatem analiz przeprowadzonych przez Bank Centralny, które wskazują także, że połowa tej sumy została przelana przez rosyjskie organizacje na konta osób niezameldowanych w kraju.
Poza nielegalnymi biznesami i korupcją, przyczyną braków w rosyjskim budżecie są także „jednodniowe spółki”, które są wykorzystywane do transferu pieniędzy, a chwilę później – przed zapłatą podatków – są likwidowane. Co więcej, według Ignatieva, który w czerwcu zakończy jedenastoletnią pracę dla Banku Centralnego Rosji, za znikanie pieniędzy odpowiedzialna jest niewielka grupa ludzi, których można namierzyć z pomocą odpowiednich służ. Równocześnie rzecznik prasowy prezydenta Władimira Putina zdecydowanie dementuje te doniesienia, zapewniając, że kwota nielegalnych „wycieków” jest znacznie zawyżona.
Z kolei badania prowadzone przez Globar Financial Integrity wskazują, że od 2004 roku każdego roku z Rosji „znika” suma średnio 62 miliardów dolarów związana z korupcją, nielegalną dostawą broni, handlem ludźmi i innymi procederami. Aleksander Lebedev, właściciel niezależnej prasy, często krytykujący działania Kremla, ma nadzieję, że kolejny szef Banku Centralnego podejmie próbę uporania się z tym problemem.