Gdyby zapytać dowolną osobę o to jaki zawód najbardziej kojarzy się ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki, to z pewnością jedno z czołowych miejsc zajęłaby profesja kierowcy ciężarówki. Wiele amerykańskich filmów z gatunku tzw. „filmów drogi” unieśmiertelniło przedstawicieli tego zawodu. W samym społeczeństwie amerykańskim zawód ten także cieszył się (i nadal cieszy) dużą estymą, gdyż transport kołowy (przy relatywnie słabo rozwiniętej sieci kolejowej) to prawdziwy krwiobieg gospodarki. Powoli sytuacja ta zaczyna się jednak zmieniać.
Z wypowiedzi Davida Hellera−szefa działu bezpieczeństwa Stowarzyszenia Przewoźników dla CNN wynika, iż branża transportowa cierpi na brak ok. 200 tysięcy kierowców ciężarówek, szczególnie tych obsługujących najdłuższe trasy. Dane te potwierdza Amerykańskie Biuro Pracy, które ocenia, iż pomiędzy 2012 a 2020 rokiem w branży potrzeba będzie dodatkowo 330 tysięcy kierowców w stosunku do obecnej ich liczby na poziomie 1,5 miliona.
Płace w zawodzie nie są złe. Mediana wynagrodzeń oscyluje wokół 37900 USD rocznie, czyli o 4000 USD więcej niż średnia w gospodarce. Najlepsi (10% wszystkich kierowców) zarabiają ok. 58 tysięcy USD rocznie.
Z czego więc wynika problem? Według Hellera jest kilka podstawowych przyczyn. Jedną z nich stanowi konieczność uzyskania licencji kierowcy zawodowego. Wymaga to odbycia 8−tygodniowego kursu co kosztuje ok. 6 tysięcy dolarów. Dla osób bezrobotnych to często przeszkoda nie do przejścia. Inną przyczyną są szczegółowe badania, które przechodzą kandydaci związane z oceną ich predyspozycji psycho−fizycznych. Odsiew kandydatów jest tutaj bardzo duży. Ci, którzy w końcu zasiądą „za kółkiem” muszą być przygotowani na diametralną zmianę dotychczasowego stylu życia. Wielotygodniowe pobyty poza domem, konieczność funkcjonowania (spania, jedzenia) w kabinie ciężarówki, nieregularne godziny snu−to wszystko potrafi złamać najbardziej odpornych. Stąd też rotacja w tym zawodzie jest permanentna.
Dodatkowo, polepszający się stan gospodarki działa dwutorowo na niekorzyść rekruterów pracujących dla branży transportowej. Z jednej strony potencjalni kandydaci na kierowców łatwiej znajdują zatrudnienie w innych gałęziach gospodarki, a z drugiej strony lepszy stan gospodarki oznacza zwiększenie ilości zleceń dla firm transportowych. Tym ostatnim coraz trudniej sprostać rosnącej ilości zleceń. Wydaje się, iż w dłuższej perspektywie wyjściem może być podniesienie płac dla kierowców. Właściciele firm jednak na razie nie chcą o tym słyszeć.