Niepokorni uczniowie rzucający studia po drugim roku nauki, by założyć własny biznes. Często w ten sposób przedstawiany jest wizerunek ludzi, którzy osiągnęli finansowy sukces. Czy jest on zgodny z prawdą? Sean Coughlan, dziennikarz serwisu BBC, postanowił przyglądnąć się bliżej początkom kariery najbogatszych.
Analiza wykształcenia światowych krezusów sugeruje, że rezygnacja ze zdobywania wiedzy i zaufanie wyłącznie intuicji nie jest dobrą receptą na sukces. Firma GoCompare pokusiła się o zgłębienie sylwetek bogaczy, którzy w ciągu minionych dwudziestu lat pojawiali się w rankingu 100 najbardziej majętnych ludzi, publikowanym rok rocznie przez magazyn Forbes. Okazuje się, że 76 proc. miliarderów ma wyższe wykształcenie. Tytuł magistra zdobyło 23 proc. z nich, co drugi zadowolił się dyplomem licencjata, zaś 6 proc. zdołało obronić rozprawę doktorską.
Najwięcej bogaczy zdecydowało się w młodości na studia ekonomiczne lub techniczne, zaś najmniejszą popularnością cieszyły się wśród nich kierunki humanistyczne. Chociaż Harvard nie przypadł do gustu Billowi Gatesowi, wieloletniemu liderowi rankingu Forbesa, to właśnie nauka na tej uczelni była pierwszym etapem do sukcesu niejednego miliardera. W CV innych przewijają się takie uczelnie jak Moskiewski Uniwersytet Państwowy, Uniwersytet Stanforda, MIT, London School of Economics, Uniwersytet Cambridge czy Ecole Polytechnique.
Warto zaznaczyć, że wspomniane badania wykazały, że w ostatnich latach zmniejszyła się liczba tych, którzy sami zapracowali na swój majątek. Zaledwie nieco połowa spośród uwzględnionych w analizach bogaczy samodzielnie zdobyła swoje fortuny, zaś pozostali odziedziczyli dobytek. Niemniej jednak wniosek nasuwa się sam – smykałka do interesów nie wystarczy do tego, by zarobić miliardy, a wyższe wykształcenie wciąż ma swoją wartość.